REZERWAT ARCHEOLOGICZNY w GIECZU
GRÓD, MUZEUM, WYKOPALISKA, LITERATURA ARCHEOLOGICZNA
|
|||||
Aktualizacja – 20.07.2015. | Witamy | ||||
Elżbieta IndyckaRozmowy na temat Klubu „Piast” przy Muzeum w Grodziszczku
– Dzień dobry, Honorato. Chciałabym, abyśmy pogawędziły na temat Klubu, który istniał przy Muzeum na Grodziszczku, bo usłyszałam, że kiedyś byłaś zaangażowana w jego działalność.
– Ooo! Wspaniale! To były fantastyczne czasy!! – Czyli kiedy to było? – To były lata, gdy ja byłam dorastającą panienką, a w muzeum pracowali Państwo Sojeccy — wspaniali ludzie. Wszyscy mówiliśmy o nich Babcia i Dziadek. – Tak, wiem. Do dziś jeszcze goście odwiedzający muzeum, ci którzy znali Państwa Sojeckich bardzo ciepło ich wspominają, mówiąc o nich właśnie Babcia i Dziadek, wspominając także ulubieńców Babci — liczne koty. – Wcale się nie dziwię, bo oni dla wszystkich mieli dużo ciepła i serdeczności, jak rodzeni Dziadkowie, a kotów rzeczywiście było bardzo dużo. – Czy dlatego właśnie przychodziliście do klubu? – Tak. Panowała tam wspaniała atmosfera, było to miejsce, gdzie mogliśmy się zawsze spotkać, obejrzeć telewizję, wypić herbatę, porozmawiać a nawet powygłupiać się. – Wiem, że w Muzeum kiedyś była kawiarnia, czy dużo młodzieży tam przychodziło? – Tak, bardzo dużo i młodzieży i dorosłych. – A jak zaczęła się Twoja przygoda z „estradą”? – Kiedyś siedziałam z siostrą Basią przy herbatce i zaczęłyśmy nucić sobie pod nosem. Usłyszał to Dziadek i stwierdził, że mamy piękne głosy i prosił nas o kolejne piosenki — znałyśmy ich bardzo dużo. A potem powiedział, że należy to wykorzystać i zaproponował nam zorganizowanie kabaretu. I tak to się zaczęło. Szybko okazało się, że dobrze by było zachęcić jeszcze kogoś. Namówiliśmy więc Adama Kaczmarka, Kazia Komorowicza, Stacha Stefaniaka, Mariana Królewicza i wtedy się rozkręciło. Pan Sojecki przywoził nam teksty z Teatru Polskiego z Poznania. My uczyliśmy się ról, były próby a potem występy. Czasem nawet codziennie biegaliśmy na Grodziszczko na próby. Zresztą wydaje mi się, że samo przygotowywanie występów było dla nas ważniejsze niż same występy. Bardzo dobrze bawiliśmy się, zawsze było dużo śmiechu i zabawy. – No właśnie, Panie Adamie (rozmawiam z Panem Adamem Kaczmarkiem) — kilka dni temu, podczas rozmowy na temat klubu usłyszałam zdanie „O właśnie, Adam, jaki on miał piękny głos!”. Proszę mi powiedzieć, czy pan Sojecki i koleżanki nie miały problemów, by namówić Pana na śpiewanie i występy? – Nie przypominam sobie by były jakieś z tym problemy. Zawsze dużo młodzieży przychodziło do klubu i to nie tylko po to by siedzieć. To był nasz sposób na spędzanie wolnego czasu po szkole i pracy przy gospodarstwie. Poza tym lubiliśmy być razem. Chciało nam się coś robić — nie tak jak teraz, wszyscy siedzą w domach. – A czy nie wydaje się Panu, że dziś to telewizja „trzyma” ludzi w domach. – Tak, to na pewno. W tamtych czasach telewizor był właśnie w klubie i też przecież czasem coś oglądaliśmy. Na przykład Wyścig Pokoju czy też mecze — w grupie są o wiele większe emocje. – Wracając do Waszej przygody estradowej, interesuje mnie czy trema „łapała” Was przed imprezami? – Pewnie, mieliśmy tremę. Zwłaszcza, że występowaliśmy przed „naszą” publicznością. A jak widać na zdjęciach zawsze była liczna widownia. – A jak przyjmowani byliście przez publiczność? – Bardzo dobrze. Wszyscy świetnie się bawili. Tak jak mówił Adam, na te występy przychodziły całe rodziny. Widać to na zachowanych fotografiach. – Występy odbywały się na Grodziszczku. – Tak, przecież była tam piękna scena, a poza tym przedstawienia odbywały się w klubie. – Byliście grupą o raczej kabaretowym charakterze. A czy mieliście w programie jakieś okolicznościowe imprezy. – Pewnie — okazji przecież nie brakowało. – Na Grodziszczku odbywały się też inne imprezy, które do dziś ludzie pamiętają (do rozmowy włącza się Adam, brat Honoraty), w jednej to nawet ja występowałem.
Honorata przynosi zdjęcia i rzeczywiście Adam, przebrany za średniowiecznego giermka prowadzi konia. Są to zdjęcia widowiska plenerowego pt. „Kołodziej czas”. A oprócz Adama rozpoznawani są też inni chłopcy. Okazuje się, że w tym wielkim przedstawieniu, brało udział wielu chłopaków. – Jaka była wasza rola w tym widowisku? – Zatrudniono nas bo do tego przedstawienia potrzebowano koni, a my przecież potrafiliśmy obchodzić się z końmi. Były one wypożyczone ze Spółdzielni Produkcyjnej w Dzierżnicy. My chyba ze trzy tygodnie te konie trenowaliśmy, to znaczy „uczyliśmy” je wchodzić na scenę na Grodziszczku. Bo naszym zadaniem było wprowadzić konie, na których siedzieli aktorzy, na wysoką przecież scenę. – Czy ktoś jeszcze zaangażowany był do tego przedsięwzięcia? – Pewnie, wiele osób. Na przykład Pan Trojanowicz zrobił piękne miecze, a nasz Tata je okuwał. – Zapewne dla was było to wielkie przeżycie? – Tak. To widowisko było przepiękne. A my obok aktorów z teatru, wszyscy przebrani — czuliśmy się jak prawdziwi aktorzy. Jak widać na zdjęciach bardzo dużo ludzi oglądało to przedstawienie, nie ma co się dziwić, że mięliśmy też ogromną tremę. Ale też dobrze by było, gdyby udało się to teraz powtórzyć. Bardzo chętnie bym jeszcze raz zobaczył to przedstawienie. – Ja też od wielu osób słyszałam, że to było wielkie wydarzenie. Z rozmowy z Wami, a także z innymi osobami wynika, że był taki, chciałoby się powiedzieć moment, kiedy na Grodziszczku „kwitło życie”. A dlaczego zakończyła się tak sympatyczna zabawa w klubie? – Przede wszystkim odeszli z muzeum Państwo Sojeccy, to Oni tworzyli niesamowitą atmosferę i bardzo przyjaźnie byli do wszystkich nastawieni i chętnie organizowali różne imprezy dla mieszkańców gminy. Poza tym pozakładaliśmy rodziny i tak jakoś się rozeszło, chyba potem nie było już chętnych do pracy i zabawy. Zostały nam piękne wspomnienia i fotografie. Mam nadzieje, że z wieloma osobami spotkamy się na organizowanym przez Was Jubileuszu w Grodziszczku i długo będziemy wspominać piękne czasy młodości. Bardzo się cieszę, że takie spotkanie się odbędzie. – Ja też przypuszczam, że tego dnia odwiedzi nas dużo ludzi, a zwłaszcza Ci, którzy w jakiś sposób byli związani z muzeum i Klubem. Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na Grodziszczku.
Z Honoratą Musiela, Adamem Kaczmarkiem i Adamem Jankowskim
rozmawiała Elżbieta Indycka |
|||||
|